Bohaterowie

czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 27

  Pov Hope

Jest sobota.
31 października.
Tak prosze państwa! Moje urodziny!

Wczoraj rodzice zaprosili całą rodzinkę (oczywiście tą, która mieszka w Ameryce) na moje przyjęcie urodzinowe. Dlaczego wczoraj? Dzisiaj wyjeżdżają razem z Mattem do Polski. Szczerze mówiąc nie wiem ile ich nie bedzie.

Lilly i Luke od tej całej akcji z Harrym prawie w ogóle nie spędzają ze mną czasu.
Nie było ich wczoraj na tym przyjęciu.
No błagam! Nawet był Harry!

Jak tam moje sprawy z loczkiem?
I tu was zaskoczę, bo NIC sie nie zmieniło!
Przed Lilly i Lukiem udajemy, że wszystko jest w porządku, co nie jest trudne, bo prawie w ogóle ich nie widuję.
Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że już wszytko bedzie okay miedzy mną, a Harrym. No ale cóż. Jestem osobą, która szybko nie wybacza, a on mi w tym nie pomaga. No bo powiedzcie mi po jaką cholere urządza mi sceny zazdrości, a potem prowadza sie z jakimiś tlenionymi blondynkami? Ugh...
-Przepraszam?
No fajnie, a teraz ktoś przerwał mi moją wewnętrzną rozmową.
-Tak? - odwróciłam sie twarzą do drzwi i ujrzałam 30 letnią kobietę.
-Gdzie moge zapisać mojego syna na lekcje hip-hopu?
No tak.. Jestem w pracy. Wspominałam o tym? Nie? To teraz juz wiecie.
-Prosze iść w prawo tam bedzie recepcja.
-Ooo dziekuje - uśmiechnęła sie i wyszła.
Podeszłam do głośnika, gdzie położyłam swoj telefon.
Odblokowałam go i sprawdziłam godzinę.
10:49
Następna grupa ma zajęcia o 11:00 wiec mam jeszcze troche czasu.
Weszłam w wiadomości i wiecie co zobaczyłam?
Nic. Zero. Ani jednej wiadomości. No trudno. Przeciez nie bede płakać nie?
-DZIEN DOBRY PANI BLACK
Odwróciłam sie i zobaczyłam cała zgraje 11-latków.
- dzien dobry, dzien dobry. Pamiętacie układ? - uśmiechnęłam sie
-TAK!
-To dobrze. No to co? Zaczynamy.

Po godzinie juz każdy zbierał sie do domu. W tym ja i recepcjonistka - Mindy
-Narka - pożegnałam sie i wyszłam z budynku.
Ehhh.... Dzisiaj czeka mnie spacer. Moje kochane autko znowu jest u mechanika. Tak to sie konczy, kiedy daje Lilly prowadzić.

Szlam przez parking, kiedy usłyszałam moje imie. Odwróciłam sie i kogo zobaczyłam?
Harrego Stylesa we własnej osobie.
-Wsiadasz czy bedziesz tak stać? - uśmiechnął sie łobuzersko.
-Po pierwsze nie wsiądę do twojego brudnego auta. Kto wie z kim i co ty tam robiłeś. Po drugie co ty tutaj robisz? -Unioslam lewa brew
-Albo wsiądziesz sama albo ci pomogę - uśmiechnął sie jak idiota....którym z resztą jest.
Z westchnięciem usiadłam na miejscu pasażera.
-To co tu robisz? - spojrzałam na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
-Przyjaciel nie moze przyjechać po swoją przyjaciółkę?
-Moze i bym to łyknęła gdyby nie fakt, że sie nie przyjaźnimy. - uśmiechnęłam sie sarkastycznie.
-Moze trzeba to zmienić? - poruszał brwiami w górę i w dół - Kto wie? Moze wyjdzie z tego cos więcej? - uśmiechnął sie do mnie.
Patrzyłam sie na niego z mina "Czy ty sobie kuzwa ze mnie żartujesz?"
Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że ruszyliśmy.
-Zapytałabym sie co ci dolega ale boje sie, że odpowiedź mnie przerazi.
Zaśmiał sie w odpowiedzi.
-Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego -mrugnął do mnie.
-Dzięki - spojrzałam w okno - Gdzie jedziemy?
-To niespodzianka
-Nie cierpię niespodzianek - przewróciłam oczami
-wiem - zaśmiał sie
Po 20 minutach zatrzymalismy sie przed pizza hut.
Harry okrążył samochód i otworzył mi drzwi.
-Zapraszam panią -uśmiechnął sie i sie ukłonił.
-Serio Harry? - zaśmiałam sie i wysiadałam z auta.
Weszliśmy do pizzerii i zajęliśmy stolik.
-To co zawsze? Pizza cztery sery i dolewka mrożonej herbaty?
-Wciąż to pamiętasz? - uśmiechnęłam sie... Wzruszona?
Ugh! Hope! Opanuj sie!
-Nie mógłbym zapomnieć - uśmiechnął sie i złożył zamowienie.

Po dwóch godzinach znowu siedzielismy w jego aucie.
-Emmm Harry? Mój dom jest w druga stronę - powiedziałam kiedy minęliśmy ulice, na której mieszkam.
-Kto powiedział, że to juz koniec? - uśmiechnął sie i do mnie mrugnął.
Jak Boga kocham co mu sie stało?
-Długo jeszcze? - zapytałam zniecierpliwiona.
-Jakieś półtorej godziny - wzruszył ramionami
-Dowiem sie gdzie jedziemy czy to tez jest niespodzianka?
-Zgadlas - zaśmiał sie
Ehh... Czeka mnie długa droga.

-Hope. Wstawaj. Juz jestesmy.
Poczułam jak ktoś gładzi mój policzek.
W odpowiedzi wydałam z siebie jakieś mruknięcie. Usłyszałam śmiech.
-No dawaj Hope.
-Co sie stało? - zapytałam zaspana
-Jestesmy na miejscu. Chodz. - Harry wysiadł z auta, a ja zaraz po nim.
Przed sobą zauważyłam wielki budynek.
-Co my tu robimy? - zapytałam zdziwiona.
-Zobaczysz - odparł tajemniczo.
Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy sie w stronę windy.
-Zaczekaj chwile - Harry złapał mnie za rękę, odwrócił mnie plecami do siebie i zawiązał mi oczy jakaś chusta.
-Moge wiedzieć co ty robisz? - zapytałam nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-Ufasz mi? - zapytał
I tu mamy problem. Czy ja mu ufam?
-Ufam? - odpowiedziałam niepewnie.
-To dobrze - powiedział i wprowadził mnie do windy.
Nie mam zielonego pojęcia ile jest tu pięter ale biorąc pod uwagę to jak długo siedzimy w tej windzie to jest ich ponad 20.
W końcu poczułam, że wina sie zatrzymała. Wyszliśmy z niej i poczułam, że Harry stanął za mna.
-Gotowa? - wyszeptał do mojego ucha.
-Nawet nie wiem na co ale powiedzmy, że tak. - odpowiedziałam i poczułam, że Harry odwiazuje chustę.
Otworzyłam oczy i zamarłam.
-NIESPODZIANKA

1 komentarz:

  1. Tak, tak głupia ja wcześniej nie skomentowałam!
    Ale rozdział genialny! <3
    Hope mu ufa?! Xdd
    A Harry się tak stara! Nooo aww *-*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Dawać mi tu szybko, bo zwariuje!
    Natalunka x.x

    OdpowiedzUsuń