Bohaterowie

czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 27

  Pov Hope

Jest sobota.
31 października.
Tak prosze państwa! Moje urodziny!

Wczoraj rodzice zaprosili całą rodzinkę (oczywiście tą, która mieszka w Ameryce) na moje przyjęcie urodzinowe. Dlaczego wczoraj? Dzisiaj wyjeżdżają razem z Mattem do Polski. Szczerze mówiąc nie wiem ile ich nie bedzie.

Lilly i Luke od tej całej akcji z Harrym prawie w ogóle nie spędzają ze mną czasu.
Nie było ich wczoraj na tym przyjęciu.
No błagam! Nawet był Harry!

Jak tam moje sprawy z loczkiem?
I tu was zaskoczę, bo NIC sie nie zmieniło!
Przed Lilly i Lukiem udajemy, że wszystko jest w porządku, co nie jest trudne, bo prawie w ogóle ich nie widuję.
Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że już wszytko bedzie okay miedzy mną, a Harrym. No ale cóż. Jestem osobą, która szybko nie wybacza, a on mi w tym nie pomaga. No bo powiedzcie mi po jaką cholere urządza mi sceny zazdrości, a potem prowadza sie z jakimiś tlenionymi blondynkami? Ugh...
-Przepraszam?
No fajnie, a teraz ktoś przerwał mi moją wewnętrzną rozmową.
-Tak? - odwróciłam sie twarzą do drzwi i ujrzałam 30 letnią kobietę.
-Gdzie moge zapisać mojego syna na lekcje hip-hopu?
No tak.. Jestem w pracy. Wspominałam o tym? Nie? To teraz juz wiecie.
-Prosze iść w prawo tam bedzie recepcja.
-Ooo dziekuje - uśmiechnęła sie i wyszła.
Podeszłam do głośnika, gdzie położyłam swoj telefon.
Odblokowałam go i sprawdziłam godzinę.
10:49
Następna grupa ma zajęcia o 11:00 wiec mam jeszcze troche czasu.
Weszłam w wiadomości i wiecie co zobaczyłam?
Nic. Zero. Ani jednej wiadomości. No trudno. Przeciez nie bede płakać nie?
-DZIEN DOBRY PANI BLACK
Odwróciłam sie i zobaczyłam cała zgraje 11-latków.
- dzien dobry, dzien dobry. Pamiętacie układ? - uśmiechnęłam sie
-TAK!
-To dobrze. No to co? Zaczynamy.

Po godzinie juz każdy zbierał sie do domu. W tym ja i recepcjonistka - Mindy
-Narka - pożegnałam sie i wyszłam z budynku.
Ehhh.... Dzisiaj czeka mnie spacer. Moje kochane autko znowu jest u mechanika. Tak to sie konczy, kiedy daje Lilly prowadzić.

Szlam przez parking, kiedy usłyszałam moje imie. Odwróciłam sie i kogo zobaczyłam?
Harrego Stylesa we własnej osobie.
-Wsiadasz czy bedziesz tak stać? - uśmiechnął sie łobuzersko.
-Po pierwsze nie wsiądę do twojego brudnego auta. Kto wie z kim i co ty tam robiłeś. Po drugie co ty tutaj robisz? -Unioslam lewa brew
-Albo wsiądziesz sama albo ci pomogę - uśmiechnął sie jak idiota....którym z resztą jest.
Z westchnięciem usiadłam na miejscu pasażera.
-To co tu robisz? - spojrzałam na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
-Przyjaciel nie moze przyjechać po swoją przyjaciółkę?
-Moze i bym to łyknęła gdyby nie fakt, że sie nie przyjaźnimy. - uśmiechnęłam sie sarkastycznie.
-Moze trzeba to zmienić? - poruszał brwiami w górę i w dół - Kto wie? Moze wyjdzie z tego cos więcej? - uśmiechnął sie do mnie.
Patrzyłam sie na niego z mina "Czy ty sobie kuzwa ze mnie żartujesz?"
Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że ruszyliśmy.
-Zapytałabym sie co ci dolega ale boje sie, że odpowiedź mnie przerazi.
Zaśmiał sie w odpowiedzi.
-Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego -mrugnął do mnie.
-Dzięki - spojrzałam w okno - Gdzie jedziemy?
-To niespodzianka
-Nie cierpię niespodzianek - przewróciłam oczami
-wiem - zaśmiał sie
Po 20 minutach zatrzymalismy sie przed pizza hut.
Harry okrążył samochód i otworzył mi drzwi.
-Zapraszam panią -uśmiechnął sie i sie ukłonił.
-Serio Harry? - zaśmiałam sie i wysiadałam z auta.
Weszliśmy do pizzerii i zajęliśmy stolik.
-To co zawsze? Pizza cztery sery i dolewka mrożonej herbaty?
-Wciąż to pamiętasz? - uśmiechnęłam sie... Wzruszona?
Ugh! Hope! Opanuj sie!
-Nie mógłbym zapomnieć - uśmiechnął sie i złożył zamowienie.

Po dwóch godzinach znowu siedzielismy w jego aucie.
-Emmm Harry? Mój dom jest w druga stronę - powiedziałam kiedy minęliśmy ulice, na której mieszkam.
-Kto powiedział, że to juz koniec? - uśmiechnął sie i do mnie mrugnął.
Jak Boga kocham co mu sie stało?
-Długo jeszcze? - zapytałam zniecierpliwiona.
-Jakieś półtorej godziny - wzruszył ramionami
-Dowiem sie gdzie jedziemy czy to tez jest niespodzianka?
-Zgadlas - zaśmiał sie
Ehh... Czeka mnie długa droga.

-Hope. Wstawaj. Juz jestesmy.
Poczułam jak ktoś gładzi mój policzek.
W odpowiedzi wydałam z siebie jakieś mruknięcie. Usłyszałam śmiech.
-No dawaj Hope.
-Co sie stało? - zapytałam zaspana
-Jestesmy na miejscu. Chodz. - Harry wysiadł z auta, a ja zaraz po nim.
Przed sobą zauważyłam wielki budynek.
-Co my tu robimy? - zapytałam zdziwiona.
-Zobaczysz - odparł tajemniczo.
Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy sie w stronę windy.
-Zaczekaj chwile - Harry złapał mnie za rękę, odwrócił mnie plecami do siebie i zawiązał mi oczy jakaś chusta.
-Moge wiedzieć co ty robisz? - zapytałam nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-Ufasz mi? - zapytał
I tu mamy problem. Czy ja mu ufam?
-Ufam? - odpowiedziałam niepewnie.
-To dobrze - powiedział i wprowadził mnie do windy.
Nie mam zielonego pojęcia ile jest tu pięter ale biorąc pod uwagę to jak długo siedzimy w tej windzie to jest ich ponad 20.
W końcu poczułam, że wina sie zatrzymała. Wyszliśmy z niej i poczułam, że Harry stanął za mna.
-Gotowa? - wyszeptał do mojego ucha.
-Nawet nie wiem na co ale powiedzmy, że tak. - odpowiedziałam i poczułam, że Harry odwiazuje chustę.
Otworzyłam oczy i zamarłam.
-NIESPODZIANKA

środa, 20 lipca 2016

Rozdział 26

Pov Lilly

A więc umówiliśmy się z naszymi awanturnikami o 19, ale z blondynem byliśmy już wcześniej. Trzeba było wszystko dograć tak żeby Hope i Harry nie zeszli się w tym samym czasie. Dochodziła 19, a w drzwiach pojawiła się Hope.
-Idealnie-powiedziałam do Luke'a.
-Działaj-powiedział i szturchnął mnie delikatnie w łokieć.
Wstałam od stołu i poszłam w kierunku przyjaciółki.
-Chodź ze mną-powiedziałam przerażonym głosem.
-Co się stało?-zapytała.-Tylko mi nie mów,że jesteś w ciąży.-zaśmiała się.Chyba mi się udało ją przestraszyć.
-Przestań to nie to.Powiem Ci w toalecie. Ugh no chodź pociągnęłam ją za łokieć.

Umówiłam się Lukiem, że napiszę do mnie sms-a jak przyjdzie mój brat, a on lubi się spóźniać. Phi.. gwiazda mi wielka.
-Co się stało?-ponowiła pytanie Hope.
-Ładnie wyglądasz- powiedziałam stojąc tyłem do niej i czekając na dźwięk, który oznacza wiadomość.-Nie patrz tak na mnie Hope.
-Skad wiesz?- zaśmiała się.
-Znam Cię.-odpowiedziałam. Co by jej tu powiedzieć?

Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość, że Harry już dotarł. Ale ulga mówię wam.
-Możemy iść-odwróciłam się do przyjaciółki.
-Po co musiałam tu przyjść?- zapytała zirytowana. Taka głodna była czy co?
-Bo mnie kochasz.-wzruszyłam ramionami.
-Czasami mam ochotę Cię udusić.

Wyszłyśmy z toalety i udałyśmy się do stolika.
-A gdzie Luke? Przed chwilą tu był- powiedziała siadając przy stole.
-Um.. Nie wiem. Obczaimy menu.- podałam je Hope zakrywając jej prawie całą twarz.

W tym momencie zbawieniem było to, że kochała jedzenie i pogrążyła się w karcie, gdy do stolika bez słowa dosiadł się Luke i Harry.
-Co ona tutaj robi?-zapytał Harry.
-Co on tutaj robi?-powtórzyła za nim Hope.
-Ej spokojnie.. Nie możemy patrzeć na to co wy wyrabiacie. Nie uważacie,że to pora żeby to skończyć? Tak się nie da żyć..-powiedział Hemmings.
Hope ścisnęła mocno moją rękę pod stołem i zaczęła mówić.
-Dobrze masz rację. Ale dasz mi powiedzieć wszystko co o nim myślę?
-Wyrzuć to z siebie.-zachęcił ją.
No nie.. Już koniec. Nie ma wyjścia. Porażka. Mieli się pogodzić, a nie zwyzywać.
-A więc tak..
Ocho zaczyna się.-pomyślałam.
-Jeteś samolubnym, egocentrycznym,wrednym pseudo księciem, który myśli, że wszystko mu wolno! Uważasz się za nie wiadomo kogo. Wpieprzasz się z butami w życie innych. Jesteś chamski i ciekawski. Wszystkim i wszystkimi chciałbyś rządzić. Nie możesz znieść żadnego sprzeciwu i nie umiesz pójść na kompromis. Manipulujesz ludźmi tylko po to, żeby Tobie było wygodniej i lepiej. Wykorzystujesz swoją pozycję w szkole, szczególnie jeśli chodzi o dziewczyny. Myślisz, że każda na Ciebie leci. Gówno prawda. Te normalne w życiu by na Ciebie nie poleciały i...
-Mówisz o sobie?-zapytał Harry.
-Nie przerywaj mi.-warknęła. Po czym kontynuowała:
-Dla swojej pozycji zrobisz wszystko, nawet zranisz ludzi.. Czasami zachowujesz się jakbyś nie miał problemów, mózgu i nie istniało nic poza czubkiem Twojego nosa.
-Teraz skończyłam.-powiedziała zadowolona i skrzyżowała ręce.
-Zgadzam się, może nie w 100%, ale nie rób z siebie takiej świętej.-powiedział.-Lubisz się ze mną kłócić, wyzywać, grać nieczysto. A Twój sarkazm? Myślisz, że to miłe? Mylisz się. Czasami robisz z siebie księżniczkę. Jak kogoś nie lubisz wcale się z tym nie kryjesz.Nie lubisz wielu osób, bo Cię wkurzają nie wiadomo czym i...
-Lilly jakoś pokochałam, a jest spokrewniona z Tobą- zaśmiała się.
-Teraz Ty mi nie przerywaj. Jesteś taka sama jak ja-uśmiechnął się w ten wnerwiający sposób.
-Że co proszę?! Chcesz mi powiedzieć, że to co Ci powiedziałam dotyczy też mnie?-wrzasnęła.

W tym momencie kelner przyniósł nam nasze dania.
-Życzę smacznego, ale proszę rozmawiać trochę ciszej.- powiedział.
-Oczywiście proszę pana-uśmiechnęła się Hope.
-Ty dupku! Chciałam się z Tobą pogodzić, a Ty co?
-Przestań nadal jesteś wściekła o jakąś bzdete sprzed 10 lat?
-Harry przyhamuj.-powiedziałam do Loczka.
-To dla Ciebie bzdeta?-zapytała Black.
-Tak-wzruszył ramionami. Kto normalny by o tym pamiętał?! I to rozstrząsał? A może chodzi Ci o nią? Przyznaj się jesteś zazdrosna!-podniósł głos.
-Ty chamie.. - powiedziała Hope po czym rzuciła w niego tym co miała właśnie pod ręka czyli w jej przypadku był to sos do pizzy. Dla jasności był otwarty.
-Co oni tak lubią się bić tym jedzeniem?-zaśmiał się Luke, ale ich miny nie były takie roześmiane..
-Przegięłaś-warknął Harry, po czym wylał na moją przyjaciółkę szklankę coli.
-Popamiętasz mnie.

Hope już chwytała za mój makaron lecz przyszedł kelner i wyprosił naszą czwórkę z restauracji.
-Widzisz co zrobiłeś?!-krzyknęła Hope.
-Ja? A kto zaczął? hmm?- zapytał Loczek.
-O zamknij się.
-Przestańcie..-powiedziałam zrezygnowana. Chcieliśmy was pogodzić, ale z wami się nie da.. Jeżeli nie umiecie tego zrobić sami.. spróbujcie chociaż dla mnie, dla nas-wskazałam głową na blondyna. Myślicie, że to miłe, kiedy dwie ważne osoby w moim życiu się non stop żrą? Tak się nie da. Nie tyle lat. Zróbcie tak, żebyście kiedyś się z tego śmiali.. Okey, Harry jest trudnym człowiekiem to fakt, ale po czasie zmienia się wobec Ciebie na lepsze.. Hope jest bardzo wartościową osobą, tylko trzeba ją poznać. Z resztą co ja wam będę tłumaczyć, znacie się bardzo dobrze.. Pamiętacie? Byliście przyjaciółmi! Wróćcie do tamtych czasów sprzed tego cholernego wyjazdu nad jezioro..Chociaż spróbujcie to dla mnie bardzo ważne.-powiedziałam i wtuliłam się w Luke'a, to chyba powoli mnie przerastało.
-Ona ma rację.-powiedzieli jednocześnie.
-Zgoda?-wyciągnął rękę Harry.
-Robię to dla Ciebie.-przytuliła się do mnie.
-Jeszcze mi podziękujesz,-powiedziałam jej na ucho.
-Zgoda.-ścisnęła jego rękę.

Oto właśnie ten dzień... 28 października 2016 roku. Hope i Harry pogodzili się. Czy aby na długo?

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 25

 Krótka notka na początek 
W czwartek razem z Julią wyjeżdżamy i nie będziemy miały jak dodać rozdziału. Z tego też powodu dodajemy go dzisiaj XD Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. 



Pov Hope

Co do cholery?
Czy on mnie wlasnie pocałował? Ba, że pocałować! On nadal to robi! Jak on śmie? Pomińmy to, że naprawdę dobrze całuje.
Czy ja o tym pomyslałam? Fuuu

Oderwałam sie od jego ust i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
-Czy ciebie totalnie pogięło!? -kątem oka zobaczymy Luke'a i Lilly, którzy nie do końca widzieli jak sie zachować a tej sytuacji.
-Po cholere mnie całujesz? Myslisz, że to załatwi sprawę!? - Harry juz otwierał usta, zeby cos powiedział ale mu na to nie pozwoliłam.
-Jestes taki nieznośny! Nie wierzę, że to zrobiłeś! Kłócimy sie ze sobą od kilkunastu lat, a ty jakby nigdy nic przychodzisz i mnie całujesz!? Czy ty juz całkowicie straciłeś rozum!? - Krzyknęłam i wyszłam z domu Stylesów trzaskając drzwiami.

Jestem wściekła, jest mi przykro i czuje, że za chwile wybuchnę płaczem.
Nie chciałam wracać do domu.... Nie w takim stanie.
Pobiegłam w stronę parku niedaleko mojej pracy. Kiedy dotarłam na miejsce, usiadłam na ławce i zaczęłam płakać.

Dlaczego ja płacze?
Bo ten pocałunek cos zmienił i dobrze o tym wiesz (kursywa)
Wcale nie! Nadal jest zadufanym w sobie dupkiem, który myśli tylko o sobie!
Przestań siebie okłamywać Hope (kursywa)
Oh zamknij sie

Moja rozmowę z moją podświadomością przerwała mi Lilly, która usiadła koło mnie na ławce.
-Wszystko w porządku? - zapytała moja przyjaciółka
-Nic nie jest w porządku- westchnęłam i owinelam sie szczelnej kurtką.
-Co ci leży na sercu Hmmm?
-Sama nie wiem. Ten idiota wszystko zniszczył.
-Wszystko czyli co? - zapytała zdezorientowana.
-Wszystko! Moje nastawienie, moje myśli. Co on sobie w ogóle myślał!? Że ten pocałunek bedzie czyms w rodzaju przeprosin!?- krzyknęłam - Dlaczego to zrobił? Wszystko pokomplikował - dodałam łagodniej.
-Zrobił to, bo mu na tobie zależy. Od dłuższego czasu kombinuje jak cie przeprosić. Chyba to zauważyłaś? - spojrzała na mnie
-No tak... Zauważyłam
-To moze doceń to, że sie stara. Szczególnie, że ten pocałunek zmienił twoje nastawienie. Zgaduje, że na łagodniejsze? - uśmiechnęła sie do mnie.
-No moze i na łagodniejsze ale....-cholera zabrakło mi argumentów - masz racje powinnam z nim porozmawiać ale to nie teraz...ani w najbliższym czasie. Chce to wszystko przemyśleć.
-Jak chcesz. To twoj wybór.

*2 tygodnie pózniej*

2 tygodnie. 2 tygodnie bez kłótni, przedrzeźniania sie, a nawet normalnych rozmów. Jedynie czasami wyłapuje jego wzrok przepełniony smutkiem.
Rodzice mówią, że dziwnie sie zachowuje, Matt patrzy na mnie podejrzliwe, a Lilly i Luke cały czas gdzies razem znikają.
No cóż...

Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na przerwę. Wyszłam z klasy i udałam sie do mojej szafki. Miałam juz ją otwierać ale przeszkodzili mi w tym czyjeś ręce. Kto był ich właścicielem. Tak! Lilly!
-Hey Hope
-No czesc- spojrzałam na nia z podniesioną brwią.
-Co powiesz na kolacje? Ja, ty i Luke? Otworzyli nowa włoska knajpę wypadałoby ją obczaić.
-No okay. Moge pójść. - wzruszyłam ramionami.
-To super! Widzimy sie dzisiaj o 19:00 na miejscu! - i juz jej nie było.
Co ona knuje...

Pov Luke

-Zaprosilas ją?
-Tak tak, a ty? Powiedziałeś Harremu?
- wszystko załatwione. Oboje nie maja o niczym pojęcia. - zaśmiałem sie, a Lilly mi zawtórowała.

Pewnie jesteście ciekawi co wymyśliliśmy.
Umówiliśmy sie z nimi na kolacje. Oczywiście oni myślą, że bede tam tylko ja I Lilly nikt więcej nikt mniej. Wybraliśmy restauracje, bo wiemy, że tam nie zrobią az tak wielkiej awantury.
No przynajmniej nie powinni.

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 24

Pov Lilly
-Że co proszę?!-warknęła Hope.
-To co usłyszałaś skarbie.-powiedział sarkastycznie Harry.
-Uspokój się.-szturchnęłam go w łokieć.
-Niech ona się uspokoi i wraca do domu!-krzyknął, aż mu się jakaś żyłka pojawiła.
-O co Ci chodzi?!-Hope prawie go pchnęła.
-Wiecie co..-odezwał się Jake.-Jak sobie to wyjaśnicie to może wtedy gdzieś się wyrwiemy?
-Zapomnij.-parsknął Harry. O przysięgam dawno go takiego nie widziałam.
-Przestań! Ona nie jest Twoją zabawką!-teraz to nawet ja się wkurzyłam. -Hope, Jake idźcie ja się nim zajmę.-spojrzałam na Loczka, a Hope posłała mi dziękczynne spojrzenie i rzuciła tylko krótkie: "Narka Harry", specjalnie podkreślając jego imię.
-Coś Ty zrobiła?! Masz Ty mózg?!- zaczął się wydzierać. Nie no.. ćpał coś czy jak?
-Przestań robić szopkę na środku placu! I wiesz co? Mam Cię dość! Rób tak dalej, a na pewno Hope rzuci Ci się w ramiona. Jeszcze trochę i zostaniesz całkiem sam. Jadę do domu. A Ty..Rób sobie co chcesz!-Dlaczego zaciskał pięści? O co mu do cholery chodzi...
-Chodź stary..pogadamy.-powiedział Luke i rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie.
Dobrze mieć takiego Luke'a przy sobie.. Zaraz, czy ja to powiedziałam? Ugh.. Nie wierzę w siebie. Czy to możliwe, że ja się z-zz, z-za..Wybaczcie, ale jeszcze nie przejdzie mi to przez gardło. Wróćmy do Harrego i Hope. Napisałam tylko przyjaciółce, że Luke z nim pogada i że ma się dobrze bawić z Jack'iem. Całkiem miły jest. Gdy już skończyłam rozmyślać weszłam do domu i od razu odepchnęła mnie woń nikotyny. Tak, Harry zawsze jak ma problem to pali. Dziwne nie? Oczywiście wszyscy mu mówią, że ma tego nie robić, bo się uzależni, ale nie! Przecież książe zarozumialec Styles, twierdzi, że trzyma rękę na pulsie i że gdyby chciał się uzależnić to dawno by to zrobił. Czy już wspomniałam, że mój braciszek jest zadufany w sobie?
-Wyrzuć to.- powiedziałam gdy weszłam do kuchni.
-Lilly, daj spokój.-powiedział Hemmings. O nie kochany, chyba jeszcze mnie nie znasz. Ja nigdy nie odpuszczam.
-Nie Luke, on to wyrzuci zobaczysz. Tak naprawdę robi mu się niedobrze, gdy musi zapalić.
-Nie rozumiem po co to robisz?-zwrócił się do Harrego.
-Bo jest słaby, to taki rodzaj kary. Prawda?- zapytałam Loczka i wyrzuciłam mu resztę tego gówna do zlewu i zalałam wodą.
-Po co to robisz?-parsknął.
-Nie sądzisz, że to dziecinne? Z resztą komu ja to mówię.. Największe dorosłe dziecko w kraju.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.-wypuścił dym z ust.
-Wyszedłbyś chociaż na zewnątrz, znowu chcesz mieć przypał?
-Nie bój się młoda, rodzice nie wracają, zostają na delegacji jeszcze trzy dni.- wzruszył ramionami.
-Świetnie! Hope śpi dzisiaj u nas.- ucieszyłam się i chwyciłam komórkę.
-Nie dzwoń do niej.- warknął.
-Masz rację nie będę IM przeszkadzać, napiszę.-zaśmiałam się.
-Bardzo śmieszne, nie pisz do niej wcale.
-Booo?- znowu się zaśmiałam.
-Bo sobie tego nie życzę, żeby była w naszym domu.- odpowiedział.
-To nie koncert życzeń kochany.-zamrugałam oczami i napisałam sms do przyjaciółki: "Przyjdź dziś na noc, pora wszystko wyjaśnić". Po chwili odpisała tylko krótkie: "Będę". No tak po spotkaniu pewnie poszła do pracy. Nie myśląc długo przebrałam się w sportowe ciuchy, wzięłam słuchawki, telefon i poszłam pobiegać. Wreszcie będę mogła przemyśleć wszystko na spokojnie.
Gdy wracałam zobaczyłam Hope idącą w stronę domu z ciastkami w ręku? Czy mówiłam już, że ją kocham?
-Hope! Hooope!- zawołałam ją.
-No idę, idę.-przewróciła oczami.
-I jak tam Jake?- zapytałam ruszając brwiami.
-Całkiem spoko.-uśmiechnęła się.
-Och no, powiedz miii.
-Mogę w domu?-zaśmiała się.
-Dobra, ale.. Harry jest w domu.-powiedziałam. Szczerze liczyłam na jakiś opieprz, a ona się tylko triumfalnie uśmiechnęła.
-Świetnie. Czas na przedstawienie Lilly!- powiedziała i pchnęła drzwi wejściowe.
Dobra, nie wiem o co chodzi, ale gwarantuje będzie ciekawie.
-Luke! Czeeeeść kuzynie! Jak tam mija dzień?-prawie rzuciła się na blondyna.
-Hej Hope, wszystko fajnie. Skąd taki świetny humor?-zapytał.
-Wróciłam ze świetnej randki.-powiedziała rozmarzonym głosem.
A więc to o to jej chodziło.-pomyślałam.
-Opowiadaj w takim razie.-zachęciłam ją, a z głębi kuchni słychać było zbite szkło i ciche przekleństwo.. i oczywiście śmiech Hope. Stan rywalizacji Hope vs. Harry 1:0
-To tak-powiedziała siadając koło mnie na krzesełku przy wysepce w kuchni. -Jake jest no wiecie taki uroczy i kochany, a do tego zabawny no i naprawdę fajnie nam się rozmawiało. I najważniejsze.... nie mówi mi co mam robić!- podniosła głos i wbiła wzrok w plecy mojego brata.
-Po co to robisz?-odwrócił się.
-Ale co?-wzruszyła ramionami.
Nie no..dobra jest przysięgam.
-Jake jest taki cudowny, kochany. Gówno mnie to obchodzi! Wyjdź może od razu za niego co?!-podszedł bliżej.
-A żebyś wiedział!- też wstała.
-Zaczyna się.-usłyszałam cichy głos blondyna za swoimi plecami.
-Na to wygląda.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-A wy co tam robicie?-mierzył nas wzrokiem. No nie, to z Hope miał się kłócić.
-Nie powinno Cię to obchodzić! Co Ty sobie myślisz, że co?! Jestem pan i władca? Myślisz, że możesz tak kierować innymi?-wszystko po staremu, Hope na niego wrzeszczy.
-To mój przyjaciel i siostra.
-Co z tego? Nie masz prawa się wtrącać w ich życie, a tym bardziej w moje.-poziom irytacji u niej wspina się na wyżyny.
-Mogę, bo..- zaciął się. Ocho nie wierzę, Zatkało go. Który dzisiaj mamy? Muszę to zapisać.
-Bo co?!
-Bo nie możesz się z nim umawiać, rozumiesz?-trochę złagodniał.
-Ale wytłumacz mi dlaczego!
-Po prostu jakoś mi się nie podoba.- powiedział, jakby to było normalne.
-Dziwne by było jakby Ci się podobał.-wtrącił Luke, za co został zgromiony wzrokiem przez przyjaciela.
-Na pewno mnie przekonałeś wiesz.-rzuciła Hope.
-Nic nie rozumiesz?-zapytał.
-No proszę oświeć mnie.-machnęła rękami.
-Nie podoba mi się to, że to on się z Tobą spotyka, a nie ja! Że nie mówisz o mnie, tylko o nim. Teraz rozumiesz?-krzyknął i wyszedł, a w kuchni zapanowała dziwna cisza.
-Lilly czy on.. czy on jest zazdrosny?- zapytała cicho.
Chyba ją też zatkało.
-Na to wygląda.-odpowiedziałam.
Nagle, w kuchni pojawił się Harry i powiedział:
-Tak jestem, Black. I wiesz co jeszcze?
Hope nie zdążyła nic powiedzieć, bo Harry wpił się w jej usta.
1:1?