Bohaterowie

piątek, 5 maja 2017

Rozdział 42


 Pov Lilly
 
-Nie mogę w to uwierzyć- mówię i patrzę w niebieskie oczy Luke'a.
-A jednak to jest to, lecimy do Londynu- uśmiecha się.
-Nigdy tam nie byłam- wzruszam ramionami.
-To jeszcze lepiej- mówi.
-Lilly pójdziesz ze mną jeszcze do sklepu zanim wrócimy?- pyta Hope.
-Jasne- odpowiedziałam i po chwili zmierzałyśmy już w stronę sklepów.
 
-I jak podekscytowana?- pytam przyjaciółkę.
-Jeszcze jak!- śmieje się.
-Ja tak samo, nigdy tam nie byłam, musicie mi wszystko pokazać!
-Tak zrobimy- mruga do mnie brunetka.
-Ile czasu zostało nam do wyjazdu?- pytam ją bo z tego całego podekscytowania nie skupiłam się na szczegółach tylko o tym jaki jest Londyn, zwłaszcza z ludźmi, których kocham.
-Równy tydzień- mogę dostrzec radość w jej oczach.
-Wow.. mogli nam powiedzieć dzień przed.
-I tak zrobimy wszystko dzień przed, co za różnica- mówi Hope.
-Racja-śmieję się.
-Nie mogę uwierzyć, że zostało tak mało czasu do Świąt- mówi Hope trzymając w ręce jakąś świąteczną ozdobę.
-Tak ja też, za niedługo trzeba myśleć nad prezentami- zauważam.
-Nigdy nie wiem, co komu dać.
-Przestań Twoje prezenty zawsze są świetne!- mówię zgodnie z prawdą.
-Dzięki- odpowiada mi Hope.
 
Po powrocie do domu zastałam o dziwo Harry'ego i rodziców w domu.
-Hej wszystkim!- witam się.
-Cześć Lilly!- krzyczy mama.
-Co tam?- pytam z odruchu.
-W porządku- odpowiada mama.
-Gotowa na Londyn?- pyta tata.
-Myślę, że taa..., chwila jak długo o tym wiecie?- pytam.
-Nieważne- odzywa się Harry.
-Oczywiście lecicie tam z Hope i Luke'iem. Jesteście dorośli, więc myślę, że sobie poradzicie.
-Mamoooo- jęczymy razem z Harrym. -Czy to moment na tą rozmowę?- śmieję się.
-Po prostu bądźcie bezpieczni i uważajcie na siebie- mówi mama i czochra nam włosy.
-I nie wróćcie w piątkę, albo cholera w szóstkę- śmieję się tata, ale razem z Harrym zamieramy.
-Desmond!- karci go mama, ale również się śmieje.
-Eee taak, to my może- plączę się Harry.
-Tak, ja muszę iść na trening, pa wszystkim!- wstaje, a za sobą widzę jak Harry przewraca oczami na żart taty.
-Przestań już-dźgam go w bo, na co odpowiada mi śmiechem. 
 
Ostatni tydzień w szkole zleciał nam bardzo szybko, na zaliczaniu szalonej ilości sprawdzianów oraz śpiewaniu świątecznych piosenek na lekcjach. Nie odbyło się też bez wigilii klasowej i niezręcznych momentów składania życzeń osobom, których prawie wcale nie znamy lub po prostu nie lubimy.
-Oo tak! W końcu!-krzyczy Hope, gdy wychodzimy ze szkoły.
-Wooolność!- dołączam do przyjaciółki.
-Lilly Styles, to będą najlepsze święta w naszym życiu!- mówi przez śmiech Hope.
-Będą!- przybijam jej piątkę i wracamy do auta, gdzie już czekali na nas Harry i Luke.
-No nareszcie!- jak zwykle marudzą.
-Byłybyśmy wcześniej, ale Hope składała baardzo długo życzenia z Jamesem- mówię w stronę Loczka.
-Nawet mnie nie denerwuj młoda- jakoś ma zadziwiająco dobry humor, liczyłam na coś w stylu "co do kurwy". Ale Hope szybko wyłapała o co mi chodzi, więc dodała:
-Bez przesady Tobie i Dylanowi też to szybko nie poszło- mówi Hope patrząc w moją stronę.
-Nawet nie zaczynajcie, dziś wieczorem wylatujemy do Londynu i nikt nam tego nie zepsuje- mówi Luke.
-Hej wprowadźmy jakiś świąteczny nastrój- mówi Hope i włącza najpopularniejszą piosenkę każdego grudnia, czyli "All i want for christmas is you"
Wiecie jak dziwnie jest jechać w aucie i śpiewając z trzema muzykami? Nie? I dobrze, lepiej dla Was. Zwłaszcza jeśli wasze zdolności wokalne są na moim poziomie, czyli zerowe.
-All i waaant for christmass iss yooouuuuuuu!- cała czwórka ostatni raz śpiewa słowa piosenki.
-Czy Wy zawsze musicie tak ładnie śpiewać?- narzekam.
-Tak-odpowiada Harry.
-Chociaż Harry pod prysznicem...-zaczynam.
-Dobra, załapali- wcina mi się brat, parkując samochód na naszym podjeździe.
-To tak o 21 będę po Was, prawdopodobnie odwiezie nas moja mama- mówi Luke.
-Ciocia Megan!- cieszy się Hope.
-Hope, skoro mama Luke'a musi przyjechać po nas, to..
-Wezmę walizkę i zaraz u Ciebie będę- uśmiecha się, a w samochodzie słychać dźwięk chrząknięcia Harrego.
-No dobrze, u Was- poprawia się Hope, po czym całuje Harry'ego w policzek i kieruję się w stronę domu.
-Do zobaczenia-mówi Luke.
Uśmiecham się tylko i wychodzę, idąc z Harrym do domu.
 
 
*kilka godzin później*
-Masz wszystko?- pytamy w tym samym czasie.
-Tak-odpowiadam.
-Ja też-przyznaje Hope i kieruję się do drzwi.
-Czekaj!-zatrzymuję ją.
-Coś nie tak?- pyta.
-Ja, nie wiem Hope, boję się- przyznaje i spuszczam wzrok na podłogę.
-Co? Czego się boisz? Samolot nie jest taki zły-mówi mi przyjaciółka i przytula.
-Nie, nie o to chodzi, chociaż trochę też, boję się, że coś się stanie. Wiesz to nasz pierwszy dłuższy wyjazd we czwórkę, jako pary, co jeśli coś pójdzie nie tak?
-heej, Lilly spokojnie, wszystko będzie dobrze, jestem pewna!- pociesza mnie.
-Więc dobrze-mówię.
 
Po trzykrotnym pożegnaniu się z rodzicami wychodzimy z domu i wsiadamy do samochodu.
-Cześć ciociu!-wita się Hope.
-Cześć dzieciaki-odpowiada mama Luke'a.-Podekscytowani?-pyta.
-Jeszcze jak!- odpowiadam.
-Żadnej kompromitacji ciociu?-jęczy Hope, a Luke gromi ją spojrzeniem.
-Uwierz, chciałabym, ale dostałam kategoryczny zakaz-śmieje się i patrzy na mnie przez lusterko.
 
Reszta drogi mija nam oczywiście na śpiewaniu piosenek z radia. Dojeżdżamy na lotnisko i przechodzimy przez wszystkie procedury bez problemu. Po kilku godzinach czekania,kilku kubkach kawy, prawie zasypiam na kolanach blondyna. Co jakiś czas słyszę tylko ogłoszenia czy rozmowy przypadkowych ludzi, a także rękę głaszczącą mnie po głowie i zastanawiam się jak wielkie mam szczęście będąc w tym miejscu, z tymi ludźmi.
 
-Nie denerwuj się, będzie dobrze- zapewnia mnie Luke i kładzie dłoń na mojej, gdy siedzimy już zapięci w samolocie.
-Teraz dużo lepiej- uśmiecham się do niego, ale z drugiej strony ściskam rękę Hope, gdy czuję jak ruszamy,a ona tylko rzuca mi uśmiech i ściska rękę.
 
Kierunek Londyn!
___________________________________________


Prosimy o jakikolwiek znak od Was, że jesteście

czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 41

Pov Hope 

-Powiedziałaś mu, że go kochasz? Wow dziewczyno ja bym się nie odważyła powiedzieć tego pierwsza. Nie ważne! On tobie też powiedział prawda? Co to Wgl za pytanie? Oczywiście, że ci powiedział. Świata za tobą nie widzi! 
-Ej ej ej słowotoku dostałaś - przerwała mi Lilly - zwróciłaś Wgl uwagę na to o co on mnie oskarżył!? - wyrzuciła ręce do góry i usiadła na moim łóżku
-Dobra dobra to już nie ważne. Ważne jest to, że to sobie wyjaśniliście i jest wszystko cacy stuk stuk! 
-No niby tak 
- Jakie niby? Dziewczyno jesteście moim shippem życia! Trzeba wam jakąś nazwę wymyślić - zaśmiałam się i wepchnęłam sobie oreo do ust 
-Ej! Ja nie mogłam połączyć waszych imion - powiedziała oburzona 
-Ciii....... co powiesz na Liluke? 
-To beznadziejne - parsknęła śmiechem 
-Wiem - zaśmiałam się - ale się przyjmie 
Usłyszałam dźwięk SMS, który wydobył się z telefonu blondynki.
-Luke pisze, żebyśmy przyszły do Starbucks, bo mają dla nas niespodziankę - uśmiechnęła się 
- Przestań się tak uśmiechać, bo to się robi straszne - zaśmiałam się i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do mojej torebki.
-Odezwała się ta, która uśmiecha się jak dziecko, które dostało lizaka kiedy tylko usłyszy imię "Harry" - rzuciła we mnie poduszką.
-Wcale, że nie! - odrzuciłam ją trafiając przyjaciółkę w twarz - chodźmy już bo jestem ciekawa co te ciołki wymyśliły 




-No i gdzie oni niby są? - zapytałam rozglądając się po kawiarni 
- Tam przy oknie chodź - wskazała palcem stolik i ruszyła w jego kierunku 
-Cześć chłopcy - przywitała się Lilli siadając koło Luke'a. 
Uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce koło Harrego.
- Jak już wiecie mamy dla was niespodziankę - objął mnie ramieniem 
-Mamy nadzieję, że wam się spodoba - uśmiechnął się Luke 
-Słuchamy - powiedziałam i spojrzałam na loczka 
-Na przerwę świąteczna jedziemy do Londynu!!! - krzyknęli uśmiechając się jak idioci, a my siedziałyśmy z miną typu "co tu się do cholery dzieje" Chłopcy widząc nasze miny od razu zaczęli nam wszystko tłumaczyć.
-Uznaliśmy, że skoro mam tam rodzine tak samo jak ty Hope to moglibyśmy tam zrobić jedną wielką wigilie i przy okazji dowiedziałbyś swoje ulubione miasto skarbie - uśmiechnął się do mnie Harry
-To świetny pomysł! - krzyknęła Lilly przytulając Luke'a
-A tobie jak się podoba ? - zapytał Harry patrząc mi głęboko w oczy 
- Tak bardzo , że nie wiem co powiedzieć - przytuliłam się do niego - dziękuje 

piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 40

Pov Lilly
 
-Aaaaa! Nie wierzę, nie wierzę, że ro zrobił!- krzyczę przez głośną muzykę do Hope chyba dziesiąty raz dumna z mojego brata.
-Ja też nie.-nawet przez ciemność mogę dostrzec jej uśmiech.
-Powiedziałaś mu też prawda?-pytam.
Cisza. Nie zrobiła tego?
-Hope?- szturcham przyjaciółkę.
-Tak, tak powiedziałam.
Nie powiem, ulżyło mi.
-Tak się cieszę-mówię i przytulam przyjaciółkę.
-Ja też Lilly, ja też. -przyznaje.
-Chodź zatańczymy.-mówię do niej.
-Okay chodźmy-dodaje i idziemy w stronę parkietu.
Tańczyłyśmy ze znajomymi ze szkoły tylko przez kilka piosenek, bo Harry już się stęsknił za Hope.
-Oho-mówię. To ja już sobie idę.-śmieję się.
-Nie idź- mówi Hope, ale widzę ten niemalże błagający wzrok Harrego.
-Taa... ja pójdę poszukać Luke'a czy coś- wzruszam ramionami i idę szukać blondyna.
Gdzie on może być? Zawsze się zapada pod ziemię. Przeciskam się przez tłum spoconych i upitych ludzi, ale nie zwracam na nich uwagi. Przeczesałam już chyba wszystkie pokoje w poszukiwaniu chłopaka i nic. Zaczynam się trochę denerwować więc wyciągam telefon i piszę:
"Gdzie jesteś? Wyszedłeś z imprezy?"
Czekając na odpowiedź zamieniam kilka zdań z ludźmi ze szkoły, niektórych nawet nie kojarząc. Po upływie kilku minut nadal nie otrzymałam odpowiedzi. Przez chwilę chciałam iść do Harrego i Hope, ale nie, nie będę im przeszkadzać. Gdy zamierzam zadzwonić do blondyna, otrzymuję odpowiedź:
"Ogród"
Mam przeczucie, że coś się stało i chyba się nie mylę. Ruszam w stronę ogrodu tak szybko jak to możliwe. Gdy wychodzę na zewnątrz czuje przyjemne, orzeźwiające powietrze. Na murku dostrzegam zarys osoby więc udaję się tam. Podchodzę do chłopaka i nie bardzo wiem jak się zachować, bo prawdopodobnie coś się stało, więc kładę tylko rękę na jego ramieniu czekając na jego reakcję. Jednak nic się nie dzieje.
-Luke?-pytam cicho.
Cisza.
Po chwili odwraca głowę, a ja zauważam siniaka na policzku i zranioną wargę.
-Co do cholery?-mówię zdezorientowana. -Kto Ci to zrobił?- pytam.
-Nieważne-rzuca.
-Odpowiedz mi.-mówię dotykając zranionego miejsca.
-To nie istotne-mówi pod nosem.
-Przestań zgrywać takiego twardziela i mi powiedz co się stało!-mówię głośniej niż zamierzałam.
-Może Ty mi odpowiesz?-pyta.
-Ja?
-Jesteś ze mną tylko dlatego, że Hope i Harry się zeszli? Taki był plan? Pobawić się nami, a potem obie chciałyście nas wystawić?-pyta wstając z murka.
-O czym Ty mówisz?-prycham.
-Więc jak było?-kontynuuje.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi! Znikasz gdzieś, jak do Ciebie przychodzę siedzisz sam z obitą twarzą i jeszcze mówisz jakieś bzdury!-wymachuje rękami.
-Bzdury? A skąd oni niby to wiedzą?-pyta.
-Kto oni?-o co w tym wszystkim chodzi?.
-Dobra jesteś, naprawdę.-kpi sobie.
-Nie wierzę.. kto oni?-pytam.
-Oczywiście, że Jack i Dylan! Wasi najlepsi kumple!-podnosi głos, a ja niedowierzam.
-Że co?!- nie wiem dlaczego to zrobili, ale kłamali! Nigdy byśmy się tak nie zachowały, przecież nas znasz!-mówię i czuję jak łzy zbierają mi się w oczach. Nie Lilly, nie ma opcji, nie rozpłaczesz się przed nim.-dodaje moja podświadomość.
-A dlaczego mieliby?-jest taki zimny.
-Nie wiem, sami mówiliście, że to dupki, może uznali, że będzie zabawnie jeśli komuś coś rozpieprzą. Nigdy byśmy tak nie zrobiły!-krzyczę i patrzę w górę, żeby się uspokoić. Jego wyraz twarzy się zmienia. -I wiesz co? Najgorsze nie jest to, że to zrobili, tylko..tylko, że w to uwierzyłeś, zawiodłam się na Tobie..-mówię.
-Lilly ja..-chyba dopiero teraz zrozumiał.
-Nie Luke, nic już nie mów.-mówię i kieruję się w stronę domu, ale woła za mną.
-Sama przyznasz, że nie jesteście aniołkami..-no nie wierzę. Czy on to na prawdę powiedział?
-Nie bądź śmieszny.-prycham. Nie niszczymy ludziom życia.-dodaje.
-Przepraszam.-mówi i podchodzi.-Nie powinienem był im wierzyć.
-W tę część, że jestem z Tobą tylko dlatego, że oni są razem też uwierzyłeś?-pytam i krzyżuję ręce.
Znowu cisza.
-Otóż nie. Jestem z Tobą dlatego, że Cię kocham.-przyznaję i natychmiast patrzę w ziemię. Gdzie właśnie zniknęło całe powietrze?
Zamiast odpowiedzi, czuje jak podnosi palcami mój podbródek bym na niego spojrzała, a następnie opiera swoje czoło o moje.
-Przepraszam, Cię-mówi.-To ja powinienem powiedzieć to pierwszy. Jednak nic nie mówi tylko delikatnie mnie całuje, jakby właśnie potwierdzał te słowa. Gdy brakuje nam powietrza odrywamy się od siebie.
-Na pewno wszystko dobrze z Twoją twarzą?-śmieję się.
-Jak romantycznie.-dołącza się blondyn.-To nie jest najważniejsze, najważniejsze, że wszystko między nami jest dobrze-mówi i przytula mnie. Natychmiast odwzajemniam uścisk.
-Chodźmy, zanim zaczną nas szukać-mówi Luke.
-Tak chodźmy, ale najpierw trzeba to przemyć-mówię.
-Dobrze-mówi i łapie mnie za rękę.
Idziemy do domu w ciszy, ale przyjemnej. Oboje myślimy o tym co się przed chwilą stało. Gdy wchodzimy do domu wydaje mi się, jakbyśmy wrócili z innego Świata. Kieruję się do kogoś po wodę utlenioną. Po przemyciu chłopakowi ran idziemy w kierunku kuchni, by się czegoś napić. Dostrzegam Hope, która mi macha z ramion Harrego.
-Chodźmy zatańczyć, żeby choć przez chwile poczuć się jak na imprezie-mówię i idziemy na parkiet.
Spędzamy świetnie czas, gdy około 3 stwierdzamy, że powinniśmy się zbierać.
-Jak się bawiliście?-pyta Harry.
-Bardzo dobrze, a Wy?-odpowiadam.
-Tak samo-mówi Hope.
-Ale oni to chyba najlepiej-śmieję się Harry i kiwa głową w stronę zbiorowiska ludzi. Gdy podchodzimy zauważamy spitego Jack'a i Dylana, którzy ledwo co się nie całują przy swoim 'tańcu". Wszyscy dookoła robią zdjęcia i się śmieją, natomiast my po chwili decydujemy się zmęczeni, wrócić do domu. Idę razem z Hope i rozmawiamy, o tym co powiedzą szkolni badboy'e gdy to zobaczą.
-Żebyś wiedziała!- śmieję się. -Mam Ci tyle do opowiedzenia!-mówię do Hope.
-Okay, jutro?-pyta ziewając.
-Jutro-mówię i ponawiam jej czynność.

sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział 39

Pov Hope

Kiedy tylko weszliśmy na imprezę Harry od razu pociągnął mnie w stronę kuchni i podał mi czerwony kubeczek z trunkiem. 
-Wow Harry spokojnie - zaśmiałam się kiedy Harry wypił swój napój duszkiem.
-Trzeba jakoś odreagować - wzruszył ramionami 
-Skoro tak uważasz - zmrużyłam oczy - chodź tańczyć.
-Nie! - krzyknął kiedy już miałam wychodzić z kuchni
-Dlaczego? To impreza Harry. Na imprezach się tańczy.
Czekałam na jego odpowiedź kiedy do pomieszczenia wszedł Luke wraz z Lilly.
-Hey Hey gołąbeczki! Widzę, że już wszystko w porządku - wykrzyknął Luke wymachując ramionami jak zdrowo kopnięta małpa.
-No właśnie nie byłabym tego taka pewna - odpowiedziałam sucho i wyszłam z kuchni. 

Poszłam do salonu i zaczęłam tańczyć.
W trakcie 3 piosenki poczułam czyjeś ręce na moich biodrach.
-Porozmawiaj ze mną Hope 
Odwróciłam się i i spojrzałam w zielone oczy Harrego. 
- O czym chcesz ze mną porozmawiać? O tym, że na początku wszystko jest jak z bajki, a potem zachowujesz się jak skończony dupek? Czy może o tym, że próbujesz mi rozkazywać? - skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej.
Harry pociągnął mnie za rękę w stronę ogrodu. O dziwo nikogo tam nie było.
-Nie chciałem, żebyś wychodziła z kuchni, bo wchodząc tutaj zauważyłem na kanapie Jasona i Dylana. - wzruszyła ramionami.
-Dobrze wiesz, że nie o tą sytuację jestem zła.
- Ja po prostu... ugh... Znam cię tyle lat i wiem, że zawsze chciałaś mieć takiego chłopaka jak Jason. No wiesz, że badboy, a ja taki nie jestem. Myślę, że się po prostu przestraszyłem się tego, że możesz mnie dla niego zostawić. Dlatego tak się wtedy zachowałem. Chciałem się do niego upodobnić, żebyś nawet nie rozważała zostawienia mnie. - podrapał się po karku 
-Jesteś idiotą Styles. - podeszłam do niego i go pocałowałam.
- N-nie jesteś zła? 
-Nie - uśmiechnęłam się - jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że cię zostawię? Gdybym chciała mieć takiego chłopaka jak Jason to nie związałabym się z Tobą. Wolę słodkiego i irytującego Harrego a nie jakiegoś kurwia wiesz? 
Patrzyliśmy na siebie przez dobre 5 minut. Utworzyła się wokół nas jaka bańka, której żadne z nas nie chciało niszczyć.
Harry uśmiechnął się i mnie przytulił jak nigdy wcześniej. 
-Jezu jak ja cię kocham 
-C-co ty powiedziałeś? - odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. 
-Kocham cię Hope - powtórzył i złączył nasze wargi 
-Tez cię kocham Harry - uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego jakby był całym moim światem. 
A może był? 


sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział 38

Pov Lilly
 
-Okay co to miało do cholery być?!-wrzasnęłam na Harrego.
-O co Ci chodzi?
-Ty jeszcze pytasz?-śmieję się nerwowo.
-Ej wyjaśnijcie to sobie na osobności, chyba, że chcecie, żeby cała szkoła wiedziała.-wtrącił Luke.
-Taa masz rację chodźmy.-powiedziałam i pociągnęłam brata za sobą. -Więc?-pytam i krzyżuję ręce, taki mój dziwny nawyk.
-Więc co?- pyta.
-Błagam Cię nie zgrywaj głupka, bo zaraz..-niedane mi było dokończyć, bo usłyszałam głos Jack'a.
-Proszę, proszę Styles! Co za maszyna!- krzyknął.
-Odpieprz się-warknął Harry.
-Harry w tej chwili mów o co chodzi.-ponaglam go.
-O nich chodzi Lilly.-wzruszył ramionami.
-A co to ma wspólnego z Hope?-zapytałam zdezorientowana.
-Widzieliśmy Was wczoraj! Kawa smakowała?-zaśmiał się.
W tym momencie zrozumiałam o co mu chodzi. Wtedy, w tym sklepie to musieli być oni. Pewnie widzieli jak Jack i Dylan do nas podeszli..
-O to Ci chodzi.. Wszystko Ci wyjaśnię. Siedziałyśmy razem, a oni nagle podeszli i zaczęli rozmowę, nic takiego.-powiedziałam.
-Tak było?-zapytał.
-Tak, dlaczego miałabym kłamać?-odpowiadam.
-Nie wiem, jak Was zobaczyłem..przepraszam.-westchnął.
-Nie mnie przepraszaj, tylko Hope.-trąciłam go w ramię. -Mogłeś sobie to darować wiesz?
-Taa wiem, robienie szopek chyba mamy we krwi.-zaśmiał się.
-Pogadaj z nią, muszę iść. Miłego dnia chłopaki!-pożegnałam się i ruszyłam w stronę swoich zajęć.
 
Już myślałam, że mój brat znowu upadł na głowę, a jest po prostu zazdrosny. Szybko wyciągnęłam telefon i napisałam do Hope:
"Nie martw się ten kretyn jest po prostu zazdrosny. Widział nas wczoraj w Starbucksie."
Wiem, że będzie udawać, że nic się nie stało, ale tak naprawdę pewnie się przejmuje. Szybko dostałam odpowiedź:
"Cokolwiek, dziś wieczorem impreza, idziemy?"
"No jasne"
 
 
*droga do domu*
-Przyjdę do Ciebie o 19, może być?- pytam Hope gdy wracamy z chłopakami do domu.
-Tak jasne, powinnyśmy zdążyć.- mówi.
-Proszę Was, zawsze się spóźniacie.-śmieję się Luke.
-Racja.-przytaknęłyśmy równocześnie.
-Gdzie się wybieracie?-pyta obojętnie Harry.
-Na imprezę.-odpowiadamy.
-Czy Wy zawsze musicie mówić jednocześnie?-pyta. To irytujące.-dodaje.
Szybko złapałam z przyjaciółką kontakt wzrokowy po czym odpowiedziałyśmy razem:
-Musimy.
-A tak naprawdę to chyba poszukam sobie zastępstwa, wiesz w razie gdybyśmy zerwali.-odezwała się Hope.
-A więc o to chodzi. Widziałem Was tam razem i się wkurzyłem po prostu, lepiej jeśli nie będziecie się do nich zbliżać.-powiedział Harry.
-Nic nie zrobiłyśmy.-odpowiedziała Hope. -Do zobaczenia wieczorem Lilly!-pożegnała się i wysiadła.
 
Weszliśmy w ciszy do domu, oczywiście pustego.
"Obiad macie w lodówce, udanego wieczoru, bo pewnie gdzieś wychodzicie, mama xx"
 
-Ona tak na serio?-pyta Harry.
-Mama?-pytam. Wiem, że chodzi o moją przyjaciółkę, ale kocham się z nim drażnić.
-Dobrze wiesz, że nie.
-Nie wiem, porozmawiaj z nią. Idziesz na imprezę?- pytam.
Loczek uśmiecha się i odpowiada:
-Jadę Lilly, jadę.
Podnoszę brew i patrzę na niego.
-Muszę z nią porozmawiać-mówi i bierze makaron do buzi.
-Mam rozumieć, że nie jadę z Hope?-pytam.
-Luke się ucieszy.-śmieję się.
 
Pov Harry.
-Kilka tych czerwonych poproszę.
-Coś poważnego?-uśmiecha się starsza ekspedientka.
-Nie wszystko w porządku, dziękuje.-odpowiadam i płacę.
-Powodzenia!-krzyczy gdy wychodzę.
 
Gotowy, wyjeżdżam nowym sprzętem pod dom Hope. Pukam i widzę ją z szokiem wymalowanym na twarzy.
-To dla Ciebie.-mówię i wręczam brunetce bukiet czerwonych róż.
-Dziękuje.
-Wygląda na to, że jedziemy razem.-mówię.
-Co zrobiłeś ze swoją siostrą?-pyta.
-Zrozumiała.-odpowiada.
-Chodź, w ramach przeprosin zapraszam Cię na przejażdżkę.-mówię i zauważam jak jej oczy się świecą.
-Bardzo chętnie Styles.-uśmiecha się i wyruszamy.
 
Docieramy na imprezę w dobrych nastrojach, dopóki nie zauważam dwójki chłopaków siedzących na kanapie.
 
 
Przepraszamy, że dopiero dzisiaj, ale chcemy Wam życzyć szczęśliwego Nowego Roku! Niech 2017 będzie lepszym rokiem :) ♥

środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 37

Pov Hope

Po tej całej akcji z naszymi szkolnymi badboyami (od autorki: Idk jak to się odmienia XD), która nie powiem była całkiem zabawna, wróciłam do domu.
Aktualnie siedzę na swoim łóżku i czekam aż Lilly raczy się u mnie pojawić.
-No siema laska! - oho o wilku mowa
-No cześć. Myślałam, że się nie doczekam
-Oj tam. Idziemy na miasto czy może masz dzisiaj pracę?
-Możemy iść. Przez następne 2 tygodnie nie będę miała zajęć, bo remontują mi salę. W końcu będę miała te cholerne lustra - odpowiedziałam zbiegając ze schodów do wyjścia.
-Mamo wychodzę z Lilly! - krzyknęłam i zamknęłam drzwi nie dając jej odpowiedzieć.
-No to co? Starbucks?
*centrum handlowe - Starbucks*
-Ta kawa jest najlepszą kawą w rankingu kaw - powiedziała z zachwytem Lilly, a zaraz po tym upiła spory łyk swojego napoju.
-Masz racje - zaśmiałam się i powtórzyłam jej czynność.
-Ej Hope! Czy to nie jest Jack i Dylan?
-Kto to jest Jack i Dylan? - zapytałam zdezorientowana.
-Serio? - popatrzyła na mnie z niedowierzeniem na co ja wzruszyłam ramionami - W Jack'a rzuciłyśmy dzisiaj piłką, a Dylan to jego kumpel. - wyjaśniła
-Aaaaaa trzeba było tak od razu - zaśmiałam się
-Idą tutaj. Hope błagam cię trzymaj język za -
-No hej dziewczyny - przerwał jej Jack? Chyba to ten
-Cześć ? - odpowiedziałyśmy niepewnie. No bo halo. Dwóch najgroźniejszych kolesi w szkole do nas zagaduje. Pewnie mają w tym jakiś interes. Tylko jaki?
-Zastanawialiśmy się czy byście nie chciały gdzieś z nami wyjść? Na przykład na wyścigi samochodowe czy coś? - zapytał Dylan
-Wyścigi? - zapytałam ożywiona na co dostałam ostrzegawcze spojrzenie od Lilly. No co ja poradzę, że mnie to kręci.
-Widzę, że podoba ci się ten pomysł mała - Jack uśmiechnął się łobuzersko
-Mała to jest twoja pała skarbie - uśmiechnęłam się złośliwie i obserwowałam jak jego uśmieszek znika.
-Wracając do tematu. To co? Chcecie z nami iść - zapytał Dylan
-Jesteśmy zajęte - powiedziała Lilly i dała mi znak głową, żebyśmy już poszły.
-To nie musi być w ten weekend. Możemy pójść za tydzień - uśmiechnął się Dylan. Ale wiecie to nie był taki miły uśmiech. Tylko bardziej taki złośliwy?
Nie ogarniam tych gości.
-Jej chodziło o to, że jesteśmy zajęte przez kogoś innego i bardziej interesującego - powiedziałam i wstałam od stołu
-Myślałem, że kręcą cię tacy faceci jak my - powiedział Jack z łobuzerskim uśmieszkiem na tej jego przystojnej buźce. No bo trzeba przyznać, że jest przystojny. Brązowe włosy, czekoladowe oczy, zarysowana szczeka. Taaaa zdecydowanie jest przystojny.
- Z tymi "facetami" to bym polemizowała - powiedziałam i razem z Lilly wyszłyśmy z kawiarni.
-Jezus o co im chodzi ? - zapytała Lilly
-Nie wiem ale mi się to nie podoba - zmarszczyłam brwi
-Ta mi tez. Chłopkom też się to nie spodoba. Ej czekaj to nie oni? - wskazała na jakiś sklep sportowy
-Tam nikogo nie ma Lilly - dosłownie tam nikogo nie było.
-Myślałam, że ich widziałam. Musiało mi się przewidzieć.
*poniedziałek - szkoła*
Razem z Lilly i jej chłopakiem staliśmy przed szkołą i czekaliśmy na Harrego.
Rozmawialiśmy o jakiś duperelach, kiedy na parkingu zatrzymał się motor. I to nie byle jako tylko Yamaha YZF-R125 i to czarny.
Boże on jest piękny.
Moje zachwycenie zmieniło się w zdziwienie, kiedy osoba na motorze z niego zasiadła i zdjęła kask.
A tą osobą okazał się Harry.
Z miną "co tu się kurwa dzieje" ruszyłam w jego stronę. Kątem oka widziałam, że moi przyjaciele poszli w moje ślady.
-No Hey mała - Harry objął mnie ramionami wokół talii i mnie do siebie przyciągnął.
Mała ? Co do cholery?
-Harry? Wszystko w porządku? - odsunęłam się od niego na odległość ręki
-No jasne. Niby dlaczego miałoby nie być. Kupiłem motor bo sama mi kiedyś powiedziałaś, że na to lecą laski - wzruszył ramionami i oparł się o swoją maszynę.
-Co? - nie no moja szczęka już dawno dotykała podłogi
- No tak. Trzeba być zabezpieczonym kotku - uśmiechnął się łobuzersko
Czy on mnie nazwał kotku?
Jak Boga kocham za chwile zedrę mu ten uśmieszek z twarzy
-Zabezpieczonym? - zapytała Lilly z niedowierzeniem, która stała za mną razem z Lukiem
-Tak. No wiesz jakbyśmy zerwali to, żebym miał kogoś na "zastępstwo" - zrobił cudzysłów palcami
-Wiesz co Harry? Radzę ci szybciej szukać "zastępstwa", bo ja nie zamierzam umawiać się z dupkiem, którym jesteś - odwróciłam się i zaczęłam przepychać się przez tłum, który zgromadził się wokół nas.

Pov Luke

-Mówiłem ci stary, że to jest beznadziejny pomysł - poklepałem Harrego po ramieniu i ruszyłem w stronę szkoły. 

Rozdział 36

Pov Lilly
 
-Kto to był?!
 
Po jego słowach stałyśmy z Hope jak jelenie w świetle reflektorów. Zamiast coś zrobić patrzyłyśmy się na siebie, oczekując, że odpowiedź sama przyjdzie.
Gdy nagle usłyszałam głos przyjaciółki:
-Emm to były..
-To on!-powiedziałam i skinęłam głową w stronę chłopaka wychodzącego z szatni.
-Tak właśnie, to on w Ciebie rzucił.-powiedziała dumnie Hope i poszłyśmy do szatni.
-Uff co to było!-powiedziałam.
-Raczej kto to był.-odpowiedziała mi Hope.
 
Po krótkiej przerwie zeszłyśmy na dół i skierowałyśmy się w stronę Luke'a i Harry'ego.
-Jak tam?-zapytał blondyn.
-Ja i Twoja kuzynka prawie znokautowałyśmy szkolnego badboya.-zaśmiałam się. Gdybym ja tylko wiedziała...
-Tak, ale na szczęście zwaliłyśmy na niego.-skinęła głową w stronę tamtego chłopaka.
-Czekaj, powiedziałyście, że to był Dylan?-zapytał zaskoczony Harry.
-Nie wiemy jak ma na imię, ale tak chodziło nam o niego.-przytaknęłam.
-Z tego co się orientuję Dylan to najlepszy przyjaciel Jasona...Nie wiem czy Wam na pewno uwierzył.-powiedział z wahaniem Luke.
-Och dajcie spokój co może nam zrobić?-zapytała Hope. Przecież nas nie pobije.- dodała.
-Nie pozwoliłbym mu na to.-wtrącił Harry i objął brunetkę ramieniem.
-Oooo.-powiedziałam uroczo.-Jak romantycznie.-dodałam.
Luke posłał mi dziwny uśmiech, ale nie miałam czasu nad tym rozmyślać, bo zaczynała się druga lekcja.
 
Tym razem mieliśmy gimnastykę. Wierzcie lub nie, ale to całkiem zabawne jak wszyscy chłopcy rozciągają się, a raczej próbują.
Gdy wychodziłyśmy już z sali razem z Hope, prowadząc naszą rozmowę o nowym fanfiction, ktoś zaszedł nam drogę. Tym ktosiem okazał się nie kto inny jak Jason.
-Wiem, że to nie był Dylan.-powiedział, a chytry uśmieszek momentalnie pojawił się na jego twarzy.
-Ta cokolwiek.-powiedziała Hope.
-Radzę Wam nie robić takich rzeczy.-odpowiedział.
-To był przypadek, z resztą co nam możesz zrobić?-zapytałam.
-Daj spokój Lilly, on nic Wam nie zrobi.- nagle pojawił się Luke, stając za mną i oplatając moją talię ramionami.
-Nie byłbym tego taki pewien Hemmings.-znowu dziwny uśmiech pojawił się na twarzy Jasona. 
-Masz pewność, że to nie był Twój kolega?-zmieniła temat Hope.
-Nie. Znam Dylana bardzo długo. Nie zrobiłby czegoś takiego.-odpowiedział.
-Wow, mówisz o tym jak o jakimś przestępstwie.-rzuciłam.
-No właśnie czy to było takie straszne Jason? Zabolało?-dodała Hope. 
-Radzę Ci Luke przyhamuj tą swoją wyszczekaną dziewczynę i jej przyjaciółkę.-zwrócił się do blondyna.
-Uważaj na słowa.-powiedział Luke.
-Dobra chodź Lilly idziemy. Nie będziemy traciły czasu na kogoś takiego jak on.-powiedziała.
-Żebyś tego nie żałowała Hope.-warknął.
-Oo już się boimy.-krzyknęłyśmy, odchodząc pod rękę ze sobą do szatni.
 
 
*szkolny korytarz*
-Stary, co to była za scenka po wfie?
-Nie wiem, Dylan.
-Inaczej załatwiasz takie sprawy.
-Wiem, ale one są jakieś..
-Podoba Ci się, że się Ciebie nie boją?
-Pff, każdy się mnie boi, po prostu są trochę pyskate.
-Przyznaj, że Ci się podoba któraś z nich.
-Nie bawię się w dziewczyny.
-Tak i to dlatego tam z nimi stałeś i pewnie też dlatego ciągle o tym myślisz.
-O co Ci chodzi?
-O to, że któraś z nich Ci wpadła w oko, a Ty nie chcesz się przyznać i o to, że ktoś Ci się postawił.
-A co Tobie się nie podobają?
-Są naprawdę ładne i wydają się fajne, ale stary obie są zajęte.
-Przecież wiesz, że dla mnie to nie problem...