Bohaterowie

środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 37

Pov Hope

Po tej całej akcji z naszymi szkolnymi badboyami (od autorki: Idk jak to się odmienia XD), która nie powiem była całkiem zabawna, wróciłam do domu.
Aktualnie siedzę na swoim łóżku i czekam aż Lilly raczy się u mnie pojawić.
-No siema laska! - oho o wilku mowa
-No cześć. Myślałam, że się nie doczekam
-Oj tam. Idziemy na miasto czy może masz dzisiaj pracę?
-Możemy iść. Przez następne 2 tygodnie nie będę miała zajęć, bo remontują mi salę. W końcu będę miała te cholerne lustra - odpowiedziałam zbiegając ze schodów do wyjścia.
-Mamo wychodzę z Lilly! - krzyknęłam i zamknęłam drzwi nie dając jej odpowiedzieć.
-No to co? Starbucks?
*centrum handlowe - Starbucks*
-Ta kawa jest najlepszą kawą w rankingu kaw - powiedziała z zachwytem Lilly, a zaraz po tym upiła spory łyk swojego napoju.
-Masz racje - zaśmiałam się i powtórzyłam jej czynność.
-Ej Hope! Czy to nie jest Jack i Dylan?
-Kto to jest Jack i Dylan? - zapytałam zdezorientowana.
-Serio? - popatrzyła na mnie z niedowierzeniem na co ja wzruszyłam ramionami - W Jack'a rzuciłyśmy dzisiaj piłką, a Dylan to jego kumpel. - wyjaśniła
-Aaaaaa trzeba było tak od razu - zaśmiałam się
-Idą tutaj. Hope błagam cię trzymaj język za -
-No hej dziewczyny - przerwał jej Jack? Chyba to ten
-Cześć ? - odpowiedziałyśmy niepewnie. No bo halo. Dwóch najgroźniejszych kolesi w szkole do nas zagaduje. Pewnie mają w tym jakiś interes. Tylko jaki?
-Zastanawialiśmy się czy byście nie chciały gdzieś z nami wyjść? Na przykład na wyścigi samochodowe czy coś? - zapytał Dylan
-Wyścigi? - zapytałam ożywiona na co dostałam ostrzegawcze spojrzenie od Lilly. No co ja poradzę, że mnie to kręci.
-Widzę, że podoba ci się ten pomysł mała - Jack uśmiechnął się łobuzersko
-Mała to jest twoja pała skarbie - uśmiechnęłam się złośliwie i obserwowałam jak jego uśmieszek znika.
-Wracając do tematu. To co? Chcecie z nami iść - zapytał Dylan
-Jesteśmy zajęte - powiedziała Lilly i dała mi znak głową, żebyśmy już poszły.
-To nie musi być w ten weekend. Możemy pójść za tydzień - uśmiechnął się Dylan. Ale wiecie to nie był taki miły uśmiech. Tylko bardziej taki złośliwy?
Nie ogarniam tych gości.
-Jej chodziło o to, że jesteśmy zajęte przez kogoś innego i bardziej interesującego - powiedziałam i wstałam od stołu
-Myślałem, że kręcą cię tacy faceci jak my - powiedział Jack z łobuzerskim uśmieszkiem na tej jego przystojnej buźce. No bo trzeba przyznać, że jest przystojny. Brązowe włosy, czekoladowe oczy, zarysowana szczeka. Taaaa zdecydowanie jest przystojny.
- Z tymi "facetami" to bym polemizowała - powiedziałam i razem z Lilly wyszłyśmy z kawiarni.
-Jezus o co im chodzi ? - zapytała Lilly
-Nie wiem ale mi się to nie podoba - zmarszczyłam brwi
-Ta mi tez. Chłopkom też się to nie spodoba. Ej czekaj to nie oni? - wskazała na jakiś sklep sportowy
-Tam nikogo nie ma Lilly - dosłownie tam nikogo nie było.
-Myślałam, że ich widziałam. Musiało mi się przewidzieć.
*poniedziałek - szkoła*
Razem z Lilly i jej chłopakiem staliśmy przed szkołą i czekaliśmy na Harrego.
Rozmawialiśmy o jakiś duperelach, kiedy na parkingu zatrzymał się motor. I to nie byle jako tylko Yamaha YZF-R125 i to czarny.
Boże on jest piękny.
Moje zachwycenie zmieniło się w zdziwienie, kiedy osoba na motorze z niego zasiadła i zdjęła kask.
A tą osobą okazał się Harry.
Z miną "co tu się kurwa dzieje" ruszyłam w jego stronę. Kątem oka widziałam, że moi przyjaciele poszli w moje ślady.
-No Hey mała - Harry objął mnie ramionami wokół talii i mnie do siebie przyciągnął.
Mała ? Co do cholery?
-Harry? Wszystko w porządku? - odsunęłam się od niego na odległość ręki
-No jasne. Niby dlaczego miałoby nie być. Kupiłem motor bo sama mi kiedyś powiedziałaś, że na to lecą laski - wzruszył ramionami i oparł się o swoją maszynę.
-Co? - nie no moja szczęka już dawno dotykała podłogi
- No tak. Trzeba być zabezpieczonym kotku - uśmiechnął się łobuzersko
Czy on mnie nazwał kotku?
Jak Boga kocham za chwile zedrę mu ten uśmieszek z twarzy
-Zabezpieczonym? - zapytała Lilly z niedowierzeniem, która stała za mną razem z Lukiem
-Tak. No wiesz jakbyśmy zerwali to, żebym miał kogoś na "zastępstwo" - zrobił cudzysłów palcami
-Wiesz co Harry? Radzę ci szybciej szukać "zastępstwa", bo ja nie zamierzam umawiać się z dupkiem, którym jesteś - odwróciłam się i zaczęłam przepychać się przez tłum, który zgromadził się wokół nas.

Pov Luke

-Mówiłem ci stary, że to jest beznadziejny pomysł - poklepałem Harrego po ramieniu i ruszyłem w stronę szkoły. 

Rozdział 36

Pov Lilly
 
-Kto to był?!
 
Po jego słowach stałyśmy z Hope jak jelenie w świetle reflektorów. Zamiast coś zrobić patrzyłyśmy się na siebie, oczekując, że odpowiedź sama przyjdzie.
Gdy nagle usłyszałam głos przyjaciółki:
-Emm to były..
-To on!-powiedziałam i skinęłam głową w stronę chłopaka wychodzącego z szatni.
-Tak właśnie, to on w Ciebie rzucił.-powiedziała dumnie Hope i poszłyśmy do szatni.
-Uff co to było!-powiedziałam.
-Raczej kto to był.-odpowiedziała mi Hope.
 
Po krótkiej przerwie zeszłyśmy na dół i skierowałyśmy się w stronę Luke'a i Harry'ego.
-Jak tam?-zapytał blondyn.
-Ja i Twoja kuzynka prawie znokautowałyśmy szkolnego badboya.-zaśmiałam się. Gdybym ja tylko wiedziała...
-Tak, ale na szczęście zwaliłyśmy na niego.-skinęła głową w stronę tamtego chłopaka.
-Czekaj, powiedziałyście, że to był Dylan?-zapytał zaskoczony Harry.
-Nie wiemy jak ma na imię, ale tak chodziło nam o niego.-przytaknęłam.
-Z tego co się orientuję Dylan to najlepszy przyjaciel Jasona...Nie wiem czy Wam na pewno uwierzył.-powiedział z wahaniem Luke.
-Och dajcie spokój co może nam zrobić?-zapytała Hope. Przecież nas nie pobije.- dodała.
-Nie pozwoliłbym mu na to.-wtrącił Harry i objął brunetkę ramieniem.
-Oooo.-powiedziałam uroczo.-Jak romantycznie.-dodałam.
Luke posłał mi dziwny uśmiech, ale nie miałam czasu nad tym rozmyślać, bo zaczynała się druga lekcja.
 
Tym razem mieliśmy gimnastykę. Wierzcie lub nie, ale to całkiem zabawne jak wszyscy chłopcy rozciągają się, a raczej próbują.
Gdy wychodziłyśmy już z sali razem z Hope, prowadząc naszą rozmowę o nowym fanfiction, ktoś zaszedł nam drogę. Tym ktosiem okazał się nie kto inny jak Jason.
-Wiem, że to nie był Dylan.-powiedział, a chytry uśmieszek momentalnie pojawił się na jego twarzy.
-Ta cokolwiek.-powiedziała Hope.
-Radzę Wam nie robić takich rzeczy.-odpowiedział.
-To był przypadek, z resztą co nam możesz zrobić?-zapytałam.
-Daj spokój Lilly, on nic Wam nie zrobi.- nagle pojawił się Luke, stając za mną i oplatając moją talię ramionami.
-Nie byłbym tego taki pewien Hemmings.-znowu dziwny uśmiech pojawił się na twarzy Jasona. 
-Masz pewność, że to nie był Twój kolega?-zmieniła temat Hope.
-Nie. Znam Dylana bardzo długo. Nie zrobiłby czegoś takiego.-odpowiedział.
-Wow, mówisz o tym jak o jakimś przestępstwie.-rzuciłam.
-No właśnie czy to było takie straszne Jason? Zabolało?-dodała Hope. 
-Radzę Ci Luke przyhamuj tą swoją wyszczekaną dziewczynę i jej przyjaciółkę.-zwrócił się do blondyna.
-Uważaj na słowa.-powiedział Luke.
-Dobra chodź Lilly idziemy. Nie będziemy traciły czasu na kogoś takiego jak on.-powiedziała.
-Żebyś tego nie żałowała Hope.-warknął.
-Oo już się boimy.-krzyknęłyśmy, odchodząc pod rękę ze sobą do szatni.
 
 
*szkolny korytarz*
-Stary, co to była za scenka po wfie?
-Nie wiem, Dylan.
-Inaczej załatwiasz takie sprawy.
-Wiem, ale one są jakieś..
-Podoba Ci się, że się Ciebie nie boją?
-Pff, każdy się mnie boi, po prostu są trochę pyskate.
-Przyznaj, że Ci się podoba któraś z nich.
-Nie bawię się w dziewczyny.
-Tak i to dlatego tam z nimi stałeś i pewnie też dlatego ciągle o tym myślisz.
-O co Ci chodzi?
-O to, że któraś z nich Ci wpadła w oko, a Ty nie chcesz się przyznać i o to, że ktoś Ci się postawił.
-A co Tobie się nie podobają?
-Są naprawdę ładne i wydają się fajne, ale stary obie są zajęte.
-Przecież wiesz, że dla mnie to nie problem...

wtorek, 13 grudnia 2016

Rozdział 35

Pov Lilly
 
Właśnie dlatego x należy do zbioru liczb rzeczywistych większych lub równych 4, ale mniejszych od 6. Proste prawda? No jasne. Matma jest prosta dzieci!
-Dla niej wszystko jest takie proste.-powiedziałam z wyrzutem do Hope.
-Co? Emm tak to dziwne, nic nie rozumiem.-odpowiedziała brunetka.
 
Zróbcie te zadania, o które prosiłam! Do widzenia!- powiedziała nasza ulubiona (poczujcie ten sarkazm) nauczycielka.
 
-Noo w końcu!- krzyknęłyśmy równocześnie.
-Black, Styles! Słyszałam to!- krzyknęła nasza nauczycielka matematyki, ale po chwili rzuciła nam promienny uśmiech i się zaśmiała. Miłego weekendu dziewczyny!
-Nawzajem proszę pani!- tym razem odkrzyknęłyśmy jak wzorowe uczennice.
-Więc, co zamierzasz robić w weekend?-szturchnęłam Hope łokciem.
-A ja wiem. Pewnie to co zwykle czyli serial, ff, jedzenie i spanie.-wzruszyła ramionami.-A Ty?-oddała pytanie.
-Podobnie.-zaśmiałam się.
 
Oczywiście, że chodziło mi po głowie pytanie czy nie spotka się z Harrym, ale nie chciałam być wścibska. Pewnie zapytam potem Harrego.
-O nie!-jęknęła Hope.
-Co jest?-zapytałam wyciągając strój na nasz zwykły wf.
-Harry mi właśnie napisał, że ostatnie dwie godziny lekcyjne spędzą z nami.-powiedziała.
-To chyba okay? W końcu to Twój chłopak nie?-zaśmiałam się. O tak, to ten czas na żartowanie z niej.
-Ooo nie Lilly Styles! Przypominam Ci, że Twój chłopak też tam będzie.-poruszyła brwiami.
-To nie jest mój chłopak Hope.-powiedziałam. Przecież oficjalnie nie jest prawda?
-No jasne, Lilly, jasne. Chodźmy jeśli nie chcemy się spóźnić.-pociągnęła mnie w stronę dobrze mi znanej sali gimnastycznej.
 
Gdy weszłyśmy na salę albo mi się zdawało, albo wszyscy przycichli. Wymieniłam z przyjaciółką spojrzenia, ale wzruszyłyśmy tylko ramionami, idąc do damskiej szatni. Pierwsze co nas odrzuciło to mieszanka różnych perfum. Druga rzecz to najkrótsze lub najbardziej obcisłe spodenki niektórych dziewczyn. Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że źle się dogadujemy z każdą dziewczyną. Po prostu jesteśmy zawsze we dwójkę z naszymi kolegami. Jakoś tak mamy, po prostu.
-Lilly, o co chodzi?-zapytała mnie szeptem Hope, gdy sytuacja sprzed minuty się powtórzyła.
Gdy już miałam jej odpowiedzieć, że nie mam pojęcia, usłyszałam najgorszy, znienawidzony przeze mnie i Hope głos:
-No proszę, proszę.-odezwał się nie kto inny jak Britney.-Kogo my tu mamy?.-kontynuowała.
-O co Ci chodzi?-zapytałam podejrzliwie.
Wyczuwam krótką scenkę.
-Żartujesz sobie?-parsknęła.-O nią.-skinęła głową na Hope.
-A więc słucham.-Hope przybrała naszą pozę: "jak Ci coś nie pasuje, to zaraz to inaczej rozwiążemy"
-Nie udawaj głupiej Black.-syknęła.
-Britney, możesz przejść do rzeczy? Spieszymy się.-ponagliłam ją.
-O Harrego mi chodzi, a o co?!-krzyknęła.
 
W tym momencie wszystko stało się dla nas jasne. Dziwne spojrzenia, milczenie w naszej obecności. Wspominałam już, że mamy z Hope dość dziwne zwyczaje?
Po krzyku Britney, wymieniłyśmy spojrzenia i wybuchłyśmy śmiechem- tak to właśnie my.
-I z czego Wy się tak śmiejecie?- wrzasnęła blondynka.-Jesteście nienormalne!-dodała i wyszła.
 
Dobry humor nie opuścił nas przez całą lekcję. Posyłaliśmy Britney tylko spojrzenia i przed lekcją upewniłyśmy się, że będzie miała doskonały widok na witających się Hope i Harrego.
O ile ją znam, będzie starała się jakoś to odegrać, ale nie to było teraz naszym zmartwieniem. Na koniec pierwszej lekcji graliśmy w koszykówkę, co umówmy się nie jest dobrą stroną Hope, a moją tym bardziej, chociaż gram w siatkówkę, to z kosza jestem beznadziejna. A więc gdy pierwsza lekcja się skończyła i miałyśmy odnieść piłki na miejsce, zamiast tam pójść po prostu je rzuciłyśmy. A wiadomo, że mamy największe szczęście w Nowym Jorku to trafiłyśmy w głowę i plecy szkolnego badboya. Spojrzałyśmy się szybko na siebie, a on nawet się nie odwrócił, tylko krzyknął:
-kto to był?!

-----------------------------------------------------------------------------------
Hey wszystkim ostatnio zastanawiałyśmy się czy jest w ogóle sens ciągnięcia tej historii dalej.
Nie wiemy czy ktoś to wgl czyta więc jeśli znajdą się takie osoby to zostawcie po sobie jakiś znak.