Pov Lilly
-Nie mogę w to uwierzyć- mówię i patrzę w niebieskie oczy Luke'a.
-A jednak to jest to, lecimy do Londynu- uśmiecha się.
-Nigdy tam nie byłam- wzruszam ramionami.
-To jeszcze lepiej- mówi.
-Lilly pójdziesz ze mną jeszcze do sklepu zanim wrócimy?- pyta Hope.
-Jasne- odpowiedziałam i po chwili zmierzałyśmy już w stronę sklepów.
-I jak podekscytowana?- pytam przyjaciółkę.
-Jeszcze jak!- śmieje się.
-Ja tak samo, nigdy tam nie byłam, musicie mi wszystko pokazać!
-Tak zrobimy- mruga do mnie brunetka.
-Ile czasu zostało nam do wyjazdu?- pytam ją bo z tego całego
podekscytowania nie skupiłam się na szczegółach tylko o tym jaki jest
Londyn, zwłaszcza z ludźmi, których kocham.
-Równy tydzień- mogę dostrzec radość w jej oczach.
-Wow.. mogli nam powiedzieć dzień przed.
-I tak zrobimy wszystko dzień przed, co za różnica- mówi Hope.
-Racja-śmieję się.
-Nie mogę uwierzyć, że zostało tak mało czasu do Świąt- mówi Hope trzymając w ręce jakąś świąteczną ozdobę.
-Tak ja też, za niedługo trzeba myśleć nad prezentami- zauważam.
-Nigdy nie wiem, co komu dać.
-Przestań Twoje prezenty zawsze są świetne!- mówię zgodnie z prawdą.
-Dzięki- odpowiada mi Hope.
Po powrocie do domu zastałam o dziwo Harry'ego i rodziców w domu.
-Hej wszystkim!- witam się.
-Cześć Lilly!- krzyczy mama.
-Co tam?- pytam z odruchu.
-W porządku- odpowiada mama.
-Gotowa na Londyn?- pyta tata.
-Myślę, że taa..., chwila jak długo o tym wiecie?- pytam.
-Nieważne- odzywa się Harry.
-Oczywiście lecicie tam z Hope i Luke'iem. Jesteście dorośli, więc myślę, że sobie poradzicie.
-Mamoooo- jęczymy razem z Harrym. -Czy to moment na tą rozmowę?- śmieję się.
-Po prostu bądźcie bezpieczni i uważajcie na siebie- mówi mama i czochra nam włosy.
-I nie wróćcie w piątkę, albo cholera w szóstkę- śmieję się tata, ale razem z Harrym zamieramy.
-Desmond!- karci go mama, ale również się śmieje.
-Eee taak, to my może- plączę się Harry.
-Tak, ja muszę iść na trening, pa wszystkim!- wstaje, a za sobą widzę jak Harry przewraca oczami na żart taty.
-Przestań już-dźgam go w bo, na co odpowiada mi śmiechem.
Ostatni tydzień w szkole zleciał nam bardzo szybko, na zaliczaniu
szalonej ilości sprawdzianów oraz śpiewaniu świątecznych piosenek na
lekcjach. Nie odbyło się też bez wigilii klasowej i niezręcznych
momentów składania życzeń osobom, których prawie wcale nie znamy lub po
prostu nie lubimy.
-Oo tak! W końcu!-krzyczy Hope, gdy wychodzimy ze szkoły.
-Wooolność!- dołączam do przyjaciółki.
-Lilly Styles, to będą najlepsze święta w naszym życiu!- mówi przez śmiech Hope.
-Będą!- przybijam jej piątkę i wracamy do auta, gdzie już czekali na nas Harry i Luke.
-No nareszcie!- jak zwykle marudzą.
-Byłybyśmy wcześniej, ale Hope składała baardzo długo życzenia z Jamesem- mówię w stronę Loczka.
-Nawet mnie nie denerwuj młoda- jakoś ma zadziwiająco dobry humor,
liczyłam na coś w stylu "co do kurwy". Ale Hope szybko wyłapała o co mi
chodzi, więc dodała:
-Bez przesady Tobie i Dylanowi też to szybko nie poszło- mówi Hope patrząc w moją stronę.
-Nawet nie zaczynajcie, dziś wieczorem wylatujemy do Londynu i nikt nam tego nie zepsuje- mówi Luke.
-Hej wprowadźmy jakiś świąteczny nastrój- mówi Hope i włącza
najpopularniejszą piosenkę każdego grudnia, czyli "All i want for
christmas is you"
Wiecie jak dziwnie jest jechać w aucie i śpiewając z trzema
muzykami? Nie? I dobrze, lepiej dla Was. Zwłaszcza jeśli wasze zdolności
wokalne są na moim poziomie, czyli zerowe.
-All i waaant for christmass iss yooouuuuuuu!- cała czwórka ostatni raz śpiewa słowa piosenki.
-Czy Wy zawsze musicie tak ładnie śpiewać?- narzekam.
-Tak-odpowiada Harry.
-Chociaż Harry pod prysznicem...-zaczynam.
-Dobra, załapali- wcina mi się brat, parkując samochód na naszym podjeździe.
-To tak o 21 będę po Was, prawdopodobnie odwiezie nas moja mama- mówi Luke.
-Ciocia Megan!- cieszy się Hope.
-Hope, skoro mama Luke'a musi przyjechać po nas, to..
-Wezmę walizkę i zaraz u Ciebie będę- uśmiecha się, a w samochodzie słychać dźwięk chrząknięcia Harrego.
-No dobrze, u Was- poprawia się Hope, po czym całuje Harry'ego w policzek i kieruję się w stronę domu.
-Do zobaczenia-mówi Luke.
Uśmiecham się tylko i wychodzę, idąc z Harrym do domu.
*kilka godzin później*
-Masz wszystko?- pytamy w tym samym czasie.
-Tak-odpowiadam.
-Ja też-przyznaje Hope i kieruję się do drzwi.
-Czekaj!-zatrzymuję ją.
-Coś nie tak?- pyta.
-Ja, nie wiem Hope, boję się- przyznaje i spuszczam wzrok na podłogę.
-Co? Czego się boisz? Samolot nie jest taki zły-mówi mi przyjaciółka i przytula.
-Nie, nie o to chodzi, chociaż trochę też, boję się, że coś się
stanie. Wiesz to nasz pierwszy dłuższy wyjazd we czwórkę, jako pary, co
jeśli coś pójdzie nie tak?
-heej, Lilly spokojnie, wszystko będzie dobrze, jestem pewna!- pociesza mnie.
-Więc dobrze-mówię.
Po trzykrotnym pożegnaniu się z rodzicami wychodzimy z domu i wsiadamy do samochodu.
-Cześć ciociu!-wita się Hope.
-Cześć dzieciaki-odpowiada mama Luke'a.-Podekscytowani?-pyta.
-Jeszcze jak!- odpowiadam.
-Żadnej kompromitacji ciociu?-jęczy Hope, a Luke gromi ją spojrzeniem.
-Uwierz, chciałabym, ale dostałam kategoryczny zakaz-śmieje się i patrzy na mnie przez lusterko.
Reszta drogi mija nam oczywiście na śpiewaniu piosenek z radia.
Dojeżdżamy na lotnisko i przechodzimy przez wszystkie procedury bez
problemu. Po kilku godzinach czekania,kilku kubkach kawy, prawie
zasypiam na kolanach blondyna. Co jakiś czas słyszę tylko ogłoszenia czy
rozmowy przypadkowych ludzi, a także rękę głaszczącą mnie po głowie i
zastanawiam się jak wielkie mam szczęście będąc w tym miejscu, z tymi
ludźmi.
-Nie denerwuj się, będzie dobrze- zapewnia mnie Luke i kładzie dłoń na mojej, gdy siedzimy już zapięci w samolocie.
-Teraz dużo lepiej- uśmiecham się do niego, ale z drugiej strony
ściskam rękę Hope, gdy czuję jak ruszamy,a ona tylko rzuca mi uśmiech i
ściska rękę.
Kierunek Londyn!
___________________________________________
Prosimy o jakikolwiek znak od Was, że jesteście
Prosimy o jakikolwiek znak od Was, że jesteście